Jego misją na tym świecie był "Das Boot". Reszty może nawet nie być, liczy się tylko ten film. Arcydzieło!
nie no jeszcze neverending story ;) Na tamte czasy to film zamiatał wszystko. Do tej pory się fajnie ogląda.
hehe NS. Pamiętam te wycieczki ze szkoły do kina na ten film. Po wyjściu każdy miał ryjek rozpromieniony i uśmiej od ucha do ucha:d
No ba! "Niekończąca się opowieść" to arcydzieło! Widziałam ten film pewnie z kilkadziesiąt razy, a i tak nie przegapiam żadnej okazji, żeby zobaczyć go jeszcze raz, jeszcze raz, jeszcze raz... Filmów i seriali na podstawie powieści Michaela Endego powstało mnóstwo, ale im nowsze, tym bardziej nie nadają się do oglądania i gwałcą filmowy pierwowzór.
też byłem w podstawówce na never ending story. A potem każdy fryz na Limhala chciał mieć ;) Z podobnych klimatów z podstawówki w latach 80tych to jeszcze Willow był - też byliśmy z klasą w kinie
Z jednej strony masz rację a z drugiej nie bo ja osobiście a być może i inni nie mogą biernie przejść czy też pominąć takich filmów jak Troja, Posejdon czy też Gniew Oceanu.
Dlatego nie zgadzam się z tobą.
Czyli podsumowując, lata 80-te to był Złoty Okres Petersena.
Też się kiedyś zastanawiałem jak gostek, który nakręcił trzy tak wspaniałe filmy popadł później w taką marność artystyczną.
W jego późniejszych filmach za mało jest pasji i warsztatu, a za dużo mechanicznej reżyserii i ekonomicznej wizji producenckiej.
Pozostaje tylko żałować, że w magicznej dekadzie lat 80-tych nie był bardziej płodny. Zbrodnią było zmarnowanie tylu lat na błogim
lenistwie.
P.S.
Chociaż "Na linii ognia" jeszcze nie zapowiadało takiej klęski tego reżysera. Dużo też podratował Clint.
podpisuję się pod tym. Mimo 6 nominacji nie zdobył ani jednego Oskara - "zdeklasował go film Ghandi" - nie specjalne zaskoczenie, jeżeli chodzi o te kółko wzajemnej adoracji i kolesiostwa zwane "żiri" z misją dziejową propagowania poprawności politycznej oraz myśli liberalno-marksistowskiej.