Porządny film, tyle że zajechany niepotrzebnymi wątkami obyczajowymi. Mamy do czynienia z typową historią niepokornego, skłóconego z "systemem", gliny, który prowadzi grę z przebiegłym szefem podziemia; wszystko oczywiście uwieńczone pojedynkiem na odludziu. Niby banał, ale film nadrabia niesamowitym klimatem. Chinatown lat osiemdziesiątych, ciasne i pokryte reklamami, od razu skojarzy się z "Blade Runnerem", "Hammetem" czy "Czarnym Deszczem" - wszak to idealne tło na historię kryminalną. Podobnie jak w przypadku "Siedem", w typowo noir'owym stylu, przez większość seansu "Roku Smoka" praktycznie nie widać nieba, co tylko potęguje wrażenie ciasnoty. Dzięki temu sceny rozgrywane w Tajlandii, w późniejszej części filmu, aż atakują widza światłem i przestrzenią. Do tego dochodzi nieoceniony Mickey Rourke, święcący wówczas swoje triumfy. Brzmi smakowicie, prawda? Niestety, jak w przypadku większości dań kuchni polsko-azjatyckiej, i tu trafił się jakiś niepożądany składnik, a jest nim fatalnie skonstruowany wątek obyczajowy: takie ni przypiął ni wypiął. Rozwleczone problemy rodzinne bohatera, jego rozdarcie między rodziną a fliglarną Azjateczką i fochy sfrustrowanej żony są tu raczej spowalniaczem fabuły (film trwa ponad 2 godziny) niż jej istotnym uzupełnieniem.
Podsumowując: Film niczym nie zaskakuje, ale polecam obejrzeć dla samego klimatu obskurnych mieszkań, tanich barów i tłoczącej się na ulicach, rozkrzyczanej ciżby.
P.S. Czy tylko mi się wydaje, czy opatrunek na nosie szwarccharakteru to oczko w stronę Jacka Nicolsona?
Fajna recenzja, ale nie zgodzę się, że wątek rodzinny był zbędny. Ciekawie pokazano zgubne skutki mentalności Stana, co doprowadziło do rozpadu małżeństwa i śmierci jego żony. Bez tej ostatniej najprawdopodobniej policjant nie zdecydowałby się na zabicie głównego antagonisty. Poza tym świetnie zagranie obie role żeńskie.