z cyklu: ja lubię szybko, a ja lubię wolno, a ja nie lubię w ogóle i co ty na to powiesz?
pani współczujemy przymusowego wyrzeczenia, panu zazdrościmy bezwysiłkowego wyswobodzenia - nieznośna lekkość braku ciąży, drąży, żłobi, krąży (wokół rowka - mchem okolonego źródełka wszelkiego stworzenia - aż skład się wreszcie namyśli) zachwaszczając drzewa, owoce i mózgi.
ps.
jeszcze jedno. otóż w trakcie seansu usłyszałem taki szept sosnowych igieł z sali: przecież wystarczy, że koleś łyknie wiagry.
no dobry jezu, a nasz panie.. osoba, która to powiedziała albo na filmie spała - praktyka dość powszechna na nowohoryzontowym festiwalu, w której zresztą sam chętnie się lubuję - albo go nie zrozumiała.
przecież tu nie chodzi - przepraszam - o to, czy zwisak naganiacz aka wiotkapałka stanie czy nie stanie na wysokości zadania.
chodzi o instynkty, namiętną dzikość serca, gierki i podchody, żywioły pożądania. ta kobieta, tancerka, jest ciałem, ta kobieta rozkwita, kiedy jest pożądana, promienieje - w świetle błysku jego oka, przywalona ciężarem pożądającego spojrzenia. w ów czas - dojrzewa, w ów czas - budzi się do życia. pal sześć zwisak, nie o zwisak tu idzie, lecz o brak tego spojrzenia właśnie.
braku tego nie ureguluje żadna wiagra, no bo co po wiagrze? oto - przepraszam - postawiony w stan najwyższej gotowości zwisak nagiacz aka superpałka wygra jedną bitwę, może kilka bitew, zdobędzie dwa gole, cztery albo dziesięć, nieważne - i co dalej?
bowiem wojny całej wygrać nie jest w stanie - i to jest właśnie najbardziej najgorsze w całym tym koszmarze.
nie pamiętam jak to się zakończyło, chyba rozstaniem?
to ciekawe - minął rok od zapercepowania, nie pamiętam rozwiązania, ale nie potrafię zapomnieć jednego detalu. chodzi o moment, w którym bohater wyciąga włos partnerki ze swoich ust w trakcie albo zaraz po operacji bezpośredniego ocieractwa integracyjnego. niby nic takiego - powiesz - ale serio: coś tak powszechnego jak wyciąganie włosów partnerki ze swoich ust, tymczasem musiało minąć sto trzydzieści lat istnienia tego medium i jakieś sto tysięcy filmów w podgatunku "życie seksualne ziemian", aby ktoś w końcu zaobserwował tak istotny szczegół?
istota kina - dwie sekundy, które zostają z tobą na zawsze.
asa nisi masa to zaklęcie, które otwiera wrota wspomnień.
przez dwie sekundy - zajedniło się.
mnie to wprost zachwyca.
(jeśli błąkam się teraz po historii kina jak uczeń szkoły średniej, to bardzo proszę o przykład)